Majowa Biebrza – środowisko naturalne produktów Benro – Bartek Domagalski

Jest w Polsce takie miejsce, gdzie każdy fotograf przyrody chce pojechać. Biebrza. Mistyczna, dzika kraina, w małym stopniu dotknięta działalnością człowieka. Szczególnie wiosną, podczas migracji ptaków i wybuchu zieleni, magia zaczyna oddziaływać na umysł nawołując do wyjazdu. Nie ma zatem nic dziwnego, że w tym okresie z każdych krzaków wystaje obiektyw. W tym roku i ja pierwszy raz znalazłem się w tym niesamowitym zakątku naszego kraju, a towarzyszyły mi statywy, filtry i głowice marki Benro, które dzięki życzliwości Foto-Techniki mogłem testować. Zarówno ja, jak i sprzęt fotograficzny nie miał na tym wyjeździe lekko. Przy pakowaniu postanowiłem zabrać dwa statywy Benro Tortoise 34CLV oraz Mach3 48CXL, głowice gimbalowe GH2F, GH5C mini oraz kulową GX35. Zmieścić się musiał także zestaw filtrów Benro Master. Bagażu było mnóstwo, bo przecież na mokradła trzeba zabrać jeszcze kalosze, wodery, mnóstwo ciuchów na zmianę, no i jedzenie (w końcu jedziemy na odludzie). Po zapakowaniu tych dóbr wszelakich i 6 godzinach w trasie dotarłem nad Biebrzę. I tutaj, po tym jak zawsze, przydługim wstępie zaczyna się historia męczarni jakie zadałem sprzętowi…

Statyw???? A po co to komu???

No właśnie, na wstępie takie pytanie. Technologia stabilizacji obrazu idzie naprzód w ekstremalnym tępie. Najnowsze aparaty i obiektywy OMsystem,  na którym pracuję, pozwalają na utrzymanie nieporuszonego zdjęcia przez 30s przy niskiej ogniskowej, przy 600mm to 1/13s… Potrafią skleić stacking z ręki, robić wiele zdjęć i nakładać na siebie aby uzyskać ogromne rozdzielczości. Więc po co statyw? Po co dodatkowe obciążenie, nieporęczny sprzęt w podróży? A no po to, bo bez niego ominie nas całe mnóstwo okazji na niepowtarzalne kadry, a w niektórych wypadkach zwolni jakże potrzebne ręce. W przypadku fotografii krajobrazowej, statyw pozwala na dokładne przemyślenie kadru, ustawienie go precyzyjnie, czy zastosowanie długich, czy nawet ultradługich czasów naświetlania. Będąc nad Biebrzą, w celu rozmycia chmur doszedłem do czasu 240 sekund, nie ma możliwości utrzymania aparatu tak długo z ręki. Stosując filtry połówkowe, mamy większą możliwość ustawienia ich we właściwy sposób. Nie wspominając już o fotografowaniu nocnego nieba, czy to „zwyczajnych” nightscap’ów czy startrailsów, przy tych ostatnich naświetlałem jedno zdjęcie 60 minut. Kolejnym przykładem zastosowania statywu niech będzie makrofotografia. Tutaj też możliwość precyzyjnej korekty kadru jest bardzo ważna, nie wspominając już o płytkiej głębi ostrości. Stosując ruchome ramiona przypięte właśnie do trójnogu możemy całkowicie (w zależności od warunków atmosferycznych) ustabilizować fotografowany obiekt. No i jeszcze focusbracketing, seria zdjęć z przesuniętą głębią ostrości, bez dobrej stabilizacji niemożliwa do wykonania. Przy fotografowaniu z użyciem długich ogniskowych także potrzebny jest statyw, aby przez kilka godzin w czatowni nie musieć trzymać aparatu w rękach. I to ostatnie tyczy się wszystkich przypadków fotografowania. Po co trzymać aparat cały czas kurczowo w rękach, kiedy może stać spokojnie na statywie? Aparat robi zdjęcia, my możemy przygotować obiektyw do zmiany, czy filtry do założenia, przemyśleć kadr, napić się pi… wróć, herbaty z pięknym widokiem. Pozostaje też otwarty temat zabawy z malowaniem światłem i innymi technikami wymagającymi stabilności.

Dobry statyw – czyli jaki?

Proste – lekki, stabilny, z odpowiednim udźwigiem, z możliwością rozłożenia nóg pod różnym kątem, demontowana lub odwracaną kolumną centralną, złączem na akcesoria, różnymi stopkami w zestawie, a  i jeśli o zestawie mowa, to koniecznie z pokrowcem. Brzmi jak opis kilku produktów, ale jeśli dobrze poszukacie, znajdziecie wszystko w jednym. Oferta statywów Benro jest bardzo bogata, a niedawno powiększyła się o trzy kolejne linie: Tortoise, Rhino i Bat. Każdy z nich oferuje inne możliwości, w zależności od wymagań fotografa. Ja zdecydowałem się na wersję filmową Tortoise 34CLV, który dołączył do kolosa Mach3 48CXL i malutkiego FiF19.

Statyw Benro Tortoise 34CLV

Hurraaaa! Przez mokradła Biebrzy i mój monolog nt. tripodów, z zahaczeniem o zawartość mojego plecaka dobrnęliśmy do recenzji statywu. Na początek unbox.

Statyw dociera do nas w czarnym kartonie z logo producenta. Gdy już pozbędziemy się opakowania, naszym oczom ukazuje się solidny i ładnie wykonany szary futerał z rączką do noszenia i uchwytami na pasek na ramię. W torbie odnajdujemy naszą gwiazdę, czyli statyw, przymocowany rzepami, aby zapobiec ruchom w pokrowcu, papiery, klucze, zestaw kolców i pasek na ramię. Akcesoriów jest więc sporo. Sam trójnóg wykonany jest z włókien węglowych. Złożony mierzy 56 cm, natomiast maksymalna wysokość to 154 cm, nogi są blokowane poprzez skręcenie. Maksymalne obciążenie trójnogu to 20 kg, przy masie własnej 1,7 kg. Minimalna wysokość pracy statywu to 13,5 cm. Przez brak kolumny centralnej statyw, po złożeniu jest bardzo wąski. Benro Tortoise 34CLV to wersja filmowa, od wersji fotograficznej różni się półkulą poziomującą. Nogi statywu możemy rozłożyć pod 3 kątami, blokada nóg jest automatyczna. Statyw posiada haczyk na którym możemy powiesić torbę lub obciążenie, w celu jeszcze większej stabilizacji „żółwika”. Konstruktorzy przewidzieli również możliwość dokręcenia do statywu akcesoriów (gwint ¼”), mocowań telefonu, mikrofonu, uchwytów do makro, lamp itp.

„Żółw” w akcji

Jak już wyżej wspomniałem, statyw zabrałem nad Biebrzę. Zapowiadało się sporo brodzenia, błota, piasku i w sumie wszystko się sprawdziło. Trójnóg od początku zrobił na mnie dobre wrażenie, szczególnie jego rozmiary i waga bardzo mi się spodobały, w porównaniu do Mach3CXL, Tortoise 34CLV jest leciutki, wyraźnie mniejszy, zarówno pod względem obwodu, jak i wielkości po złożeniu. Bez problemu mocowałem statyw do plecaka i co ważne nie, destabilizował on całego bagażu. Nogi odkręcają i wysuwają się bez problemu. Jedna z nóg statywu jest pokryta gumą, co ułatwia noszenie. Statyw jest bardzo stabilny, nawet w silnym wietrze. Jednak największy zachwyt wzbudziła półkula i brak kolumny centralnej. Zawsze miałem problem z poziomowaniem statywu, czy to z głowicą kulową przy makro, gdzie czasami każda noga ustawiona była pod innym kątem, czy też z głowicą gimbalową. Szczególnie w tym drugim przypadku półkula jest niezastąpiona, w końcu nie trzeba kombinować z doborem długości każdej z nóg aby oczko poziomicy w końcu znalazło się we właściwej pozycji. W przypadku tego modelu w półkuli jest umieszczona śruba, poprzez dokręcenie której możemy zapobiec dokręcaniu się głowicy w trakcie pracy.

Przy wyborze modelu byłem trochę zaniepokojony jego wysokością maksymalną, „tylko” 154 cm, jako osobnik mierzący 190 cm, statyw wydawał się za mały. Po pierwszych przymiarkach dalej nie byłem przekonany, ostatecznie w terenie statyw okazał się odpowiednio wysoki. Wiadomo, czasami trzeba się nachylić, ale głównym przeznaczeniem tego trójnogu ma być prosty transport i możliwość rozłożenia na płasko. I tutaj właśnie brak kolumny centralnej odgrywa bardzo ważną rolę, dzięki temu statyw staje się wąski i bez problemu rozłożymy go do poziomu gruntu, korzystałem już z kilku rozwiązań, jak krótkie kolumny czy statyw z „łamaną” o 90° kolumną. Żadna nie sprawdzała się tak dobrze jak rozwiązanie w Benro Tortoise.

         Nad Biebrzą sprzęt nie ma łatwego życia. Wszędzie rozlewiska, błoto, a żeby zrobić zdjęcia kaczeńców trzeba wleźć po pas w wodę, na ptaszyska czekamy przeważnie na leżąco. Żółw przeszedł wszystkie próby. Nie było dnia żeby nie zanurzyć całego trójnogu, aż po samą płytkę głowicy, nie zaplątać go w podwodne trawy. Benro Tortoise 34CLV to zdecydowanie żółw wodno-błotno-lądowy. Zdarzyło się, że wylądował w błocie, po czym przeniosłem go w piasek. Po wylaniu wody z nóg, opłukaniu wodą, wysuszeniu, nie było większych problemów. Rozkręciłem wszystkie gwinty sekcji, po obmieceniu nie było słychać żadnych tarć drobin piasku. Również w półkuli nie znalazłem piasku. Tak samo dobrze sprawdziła się głowica GX35, której też nie ominęło nurkowanie. Na lądzie też spisywał się świetnie, jak wspomniałem jest stabilny i mobilny. Często korzystałem z możliwości rozstawienia nóg pod różnymi kątami. Mechanizm blokady działa znakomicie, choć po wciśnięciu przycisku odblokowania trzeba uważać na kliknięcie, które może wypłoszyć fotografowane obiekty. Już po powrocie znad rozlewisk Biebrzy, dużo przemieszczałem się ze sprzętem foto na rowerze. Do tej pory gdy potrzebowałem naprawdę dużej stabilności musiałem przytraczać do plecaka Mach3 48CXL. Teraz bez problemu nawet do małego plecaka mocuję 34CLV, nie przeszkadza on w jeździe.

Żeby nie było tak różowo, kilka minusów. Po pierwsze nogi statywu, a w szczególności jedna, jest luźno dokręcona. Statyw podczas noszenia za nią sam się rozkłada, a gdy chcemy ustawić inny kąt niż ten określany przez blokady, rozjeżdża się. Mimo prób dokręcenia nie ma poprawy. Kolejne minusy to małe niedociągnięcia. Klucze którymi na początku byłem dość pozytywnie zaskoczony, ostatecznie mnie rozczarowały. Konstruktorzy wpadli na genialny, moim zdaniem, pomysł aby klucze schować w nogach, mocując je w stopkach i haczyku. Troszkę gorzej wypadła realizacja… Duży klucz jest dziwnie wygięty i niestety jest miękki do tego stopnia, że wygina się podczas użytkowania. Mniejszy klucz po prostu nie pasuje do żadnej śruby, przypuszczam że miał służyć do obsługi śruby w półkuli, jadnak jest do niej za duży. Na końcu haczyka także dospawano sześciokątny klucz, który po niewłaściwym ułożeniu haczyka uniemożliwia złożenie nogi i „kaleczy” stawy, szkoda że nie można go po prostu odkręcić, jednak po wykręceniu mocowania haczyka, znajdujemy nakrętkę dokręconą tak mocno że nawet nie drgnie. Nie wiem, może trafił mi się po prostu wadliwy egzemplarz.

Benro Tortoise 34CLV – podsumowanie

Przyznam szczerze, statywu nie oszczędzałem, topiłem go, spławiałem w błocie, obsypywałem piaskiem. Uznałem, że ta konkretna seria jest dedykowana właśnie do takich ekstremalnych warunków. Fotografia przyrodnicza wymaga dużo poświęcenia od fotografa, ale też od sprzętu. Produkt sprawdził się idealnie do moich potrzeb. Mały, lekki, dające duże kreatywne możliwości rozłożenia pod różnymi kątami, czy całkiem na płasko. Półkula robi robotę, jest olbrzymim ułatwieniem. Samo wykonanie statywu jest bardzo porządne, bardzo na plus jest dla mnie dodanie sporej ilości akcesoriów, w tym pokrowca, który u innych producentów musimy dokupić oddzielnie. Czy mimo zauważonych problemów, kupiłbym Benro Tortiose po raz drugi? Myślę że tak, szczególnie mając na uwadze ceny podobnych konstrukcji. Stosunek ceny do jakości jest bardzo dobry, trójnóg bez głowicy można kupić za nieco ponad 1000 zł. A jeśli nie potrzebujecie półkuli jest jeszcze linia foto z pięcioma modelami do wyboru.

Głowice gimbalowe Benro GH5Cmini oraz GH2F

Na wyjeździe miałem także możliwość testowania dwóch nowych głowic gimbalowych od Benro. Do tej pory używałem wersji Berno GH5C, karbonowej głowicy o wadze 1,1 kg i udźwigu 30 kg, jednak po zmianie systemu na lekki i mały, gimbal głównie leżał w szafie. Używałem przez cały czas głowicy kulowej, również ze względu na łatwość poziomowania. Statyw z półkulą zmienił trochę moje podejście.

Zaczniemy od wersji GH5Cmini. Jak wszystkie produkty Benro przybywa do nas w ładnym pudełku, dobrze zabezpieczającym produkt w transporcie. Głowica jest karbonowa to też i jej główny kolor jest taki, jedynie śruby są matowo srebrne. Waży 1 kg, jest więc niesamowicie lekka, a jej udźwig to 30 kg. Wykonanie nie budzi żadnych zastrzeżeń, jest bardzo solidne. Wersja mini jest naprawdę mini w porównaniu do „pełnej” wersji. Spokojnie zmieści się w plecaku fotograficznym, czy lekko wystając, w torbie statywu. Dzięki dużym śrubom głowicę obsługuje się prosto, nawet w grubych zimowych rękawicach, czy dużej wilgotności. Opór pracy jest według mnie ciut za duży, jednak to pewnie przez niską wagę obiektywu, po założeniu Sigmy 60-600 mm robi się bardzo przyjemny. Praca w trudnych warunkach również nie stanowiła dla tego modelu problemu, próby błota i piasku przeszła pomyślnie.

Głowica Benro GH2F jest innowacyjnym rozwiązaniem, to chyba pierwszy na rynku składany gimbal. Do moich potrzeb głowica ta sprawdziła się idealnie. Głowica podzielona jest na trzy części: główny korpus, ruchome ramię i płytka. W zestawie znajduje się usztywniony futerał i pasek. Głowica, w całości waży 1,13 kg a maksymalne obciążenie to 10 kg. Pracuje z przyzwoitym oporem, mniejszym niż w GH5Cmini. Składana forma daje niesamowite możliwości transportowe. Złożona głowica mieści się w plecaku bez najmniejszego problemu. Zmontowanie jest bardzo proste i szybkie od pozycji złożonej do roboczej to niecałe 15 sekund. Pokrętła są wygodne, podczas korzystania z nich ręka się nie ślizga. Głowica jest wyposażona w dwa gwinty ⅜” oraz cztery ¼” do mocowania akcesoriów w głównej konstrukcji, a jeszcze dwa dodatkowe gwinty ¼” znajdziemy w ramieniu. A teraz najlepsza według mnie część: kupują tę głowicę dostajemy tak naprawdę dwie, a nawet trzy możliwości mocowania naszego sprzętu. Pierwszy z nich to standardowe mocowanie w pełnym rozłożeniu z zamontowanym ramieniem, druga to montaż bez ramienia; do samej bazy, trzecia – w połączeniu z głowicą kulową ramię daje coś na kształt l-bracket; pozwala na szybką zmianę pozycji z poziomego do pionowego kadru. Główna konstrukcja może także posłużyć do zamontowania aparatu pionowo, czy to przy vlogowaniu, czy tworzeniu panoramy. Głowicę można przenosić w plecaku, w dedykowanej torbie, ale możemy także pokusić się o złożenie jej na statywie i przenosić na trójnogu. GH2F działa płynnie i daje się łatwo wyważyć, niezależnie czy zamontowany był OM1 z 300 mm f4 (waga około 2 kg) tutaj spokojnie korzystałem z głowicy bez ramienia jeszcze bardziej ograniczają jej wymiary i wagę, czy też z ciężkim zestawem Z6II + Sigma 60-600 mm (waga około 3,5 kg). I znów warunki ekstremalne nie stanowiły dla sprzętu problemu, po osuszeniu i wydmuchaniu pyłów z konstrukcji wszystko działało bez zarzutu.

Głowice gimbalowe – podsumowanie

Po zmianę stawu na Benro Tortoise w wersji filmowej; z półkulą poziomującą mogę spokojnie używać gimabala, dlatego tak ważne było dla mnie zapoznanie się z możliwościami GH2F i GH5Cmini. Mimo, że nie pracuję na tego typu głowicy dużo, to gdy wiem, że konieczne jest długie czatowanie, płynne ruchy, zabieram ją ze sobą na plener. Oba modele są świetnie wykonane i pracują płynnie. Oba są niewielkie, lekkie, posiadają duży udźwig i sporo akcesoriów w zestawie. Moim zdaniem GH5Cmini jest doskonałym wyborem dla fotografów używających długich i ciężkich luf na co dzień. GH2F to idealne uzupełnienie dla osób, które szukają uzupełnienia zestawu o gimbal. Składana konstrukcja i dużo możliwości mocowań pozwala jeszcze bardziej wykorzystać potencjał tkwiący w naszym sprzęcie. Większość czasu używam głowicy kulowej, jednak GH2F została ze mną.

Podsumowanie

Biebrza to niezwykła kraina dająca mnóstwo okazji do wykonania niezwykłych fotografii. Często wymagają one od fotografa  i sprzętu dużo poświęcenia. Sprzęt Berno nie miał na tym wypadzie lekko, topienie, błoto było częste, utopiłem też folder filtrów Benro Master, po wyczyszczeniu działa bez zarzutu. Zarówno statyw ,jak i głowice sprawdziły się bardzo dobrze. Pomimo małych niedociągnięć ,uważam „żółwia” za jeden z lepszych i bardziej pomyślanych statywów na rynku. Ci z Was, którzy fotografują ptaki i inne zwierzaki z użyciem stałych supertele na pewno docenią też gimbale GH5Cmini albo GH2F. Nie bez znaczenia jest tu też cena, która w porównaniu do innych producentów, nie wydaje się wygórowana za otrzymywaną jakość oraz 10 letnia gwarancja producenta. A przy dobrych wiatrach na f43.pl znajdziecie oferty z dobrymi rabatami.

Language